sobota, 7 lutego 2015

Beznadziejny tekst


O samych totalnie beznadziejnych sprawach. 
 

Beznadziejnie jest odpowiadać na pytanie "co u ciebie słychać?" za każdym razem to samo: "nic ciekawego, po staremu, nie ma na co narzekać". Mimo, że mogłoby być super, gdyby tylko nie było się takim zgnuśniałym leniem.

Beznadziejnie jest robić codziennie to samo, nie próbować nowych rzeczy, nie eksperymentować, nie przecierać nowych szlaków, nigdzie nie wyjeżdżać. Korzystać tylko ze sprawdzonych sposobów na bezpieczne życie ze świadomością, że dzisiejszy dzień jest skserowany od poprzedniego, a jutrzejszy będzie dokładnie taki sam. Czekać na cudowne pierdolnięcie w tą szarą rzeczywistość raz po raz oglądając się za siebie.

Beznadziejnie jest być nudnym do porzygu tego stopnia, by musieć uciekać od samego siebie w gry komputerowe i nabijać sobie poczucie własnej wartości lajkami na ask.fm i na fejsie. Pozwolić sobie na wirtualne życie i wirtualną śmierć, po której na wirtualnym nagrobku będą tylko wirtualne znicze [*].

Beznadziejnie jest mieć przeświadczenie, że świat jest nędznym miejscem pełnym sparszywiałych skurwieli, z których każdy czyha na to, aż się potkniesz i upadniesz. Że ten smutny padół toczy moralna gangrena, odór śmierci i wojen, a ulice miast spływają wyperfumowanym gównem. Że tutaj może być raj tylko dla Rockefellerów w białych rękawiczkach; grubych burżujów machających przed oczami biedoty wachlarzami z dolarów.

Beznadziejnie jest nie umieć odciąć pępowiny i mieszkać z rodzicami jako kidult, nie widząc w tym niczego żałosnego.

Beznadziejnie jest nie mieć nic do powiedzenia, gdy stanie się w ogniu pytań: czym się interesujesz? Jak spędzasz czas wolny? Masz jakieś hobby? Jaki sport najbardziej lubisz uprawiać? Czy masz plany na przyszłość? Opowiesz coś o sobie? Co fajnego ostatnio robiłeś?

Beznadziejnie jest być statystycznym Polakiem, który przez najbliższy rok nie przeczyta ani jednej książki, a który uważa się za konesera literatury, bo przekartkował "50 twarzy Greya" i "Rok 1984", znawcę polityki, bo kiedyś głosował na Tuska, a teraz czuje ból dupy oraz biegłego w psychologii, bo nikogo ciężkie życie nie nauczyło o ludziach tyle, co jego.

Beznadziejnie jest desperacko pragnąć czyjejś miłości. Ulegać złudzeniu, że nawet związek z byle kim jest lepszy od dalszego uprawiania samogwałtu do rytmu choroby sierocej i cichutkiego posapywania w wychłodzonym łożu. 
Myśleć, iż ktokolwiek będzie milszym towarzyszem, niż samotność – oto najwyższy szczyt odpychającej frustracji.

Beznadziejnie jest dobijać swoje zdychające marzenia i chować ich trupy na dnie szafy przed przystąpieniem do reanimacji. Za dzieciaka pasjonować się lotnictwem, skończyć pięćdziesiąt lat i ani razu nie znaleźć się na pokładzie samolotu. Marzyć o podróży dookoła świata na motorze, a jeździć rowerem dookoła ronda w Radomiu.

Beznadziejnie jest żałować tego, co kiedyś zrobiło się źle, ale jeszcze gorzej jest żałować, że czegoś nie zrobiło się wcale. Wyrzucać sobie stracone okazje i nie dostrzegać, iż w tym czasie traci się kolejne. 
 
Beznadziejnie jest oczekiwać od innych, aby byli lepszymi ludźmi (czyt. spełniającymi cudze oczekiwania) samemu nie stając się lepszym. Nie rozwijać w sobie pożądanych cech, nie dokładać przynajmniej jednej cegiełki każdego dnia do tego, kim się jest. Skupiać się na innych, lecz samemu stać w miejscu. 
Każdą nieudolność usprawiedliwiać dewizą, że "przecież nikt nie jest idealny".

Beznadziejnie jest żyć na pół gwizdka. Byle było jakoś, byle do pierwszego, byle nie myśleć za dużo i byle nie wymagać od siebie pełnego profesjonalizmu w tym, co się robi. Późnym wieczorem leżąc już w łóżku i patrząc się w sufit, podsumowywać miniony dzień opisem "jest chujowo, ale stabilnie".

Beznadziejnie jest zestarzeć się w domu pełnym kotów. W obsikanym pampersie czekać na smutny finał z kołaczącą się po głowie myślą "ach, gdybym tylko miał więcej czasu i możliwości do zmarnowania...".

28 komentarzy:

  1. Żyłam w takim marazmie, kiedy każdy dzień był kopią kolejnego. Nawet, jeśli ktoś z premedytacją wyznacza sobie pewien krótki okres w celu odpoczynku skutki mogą okazać się tragiczne.
    Poprzez hibernacje miesiące zaczynają mieścić się w odczuciu tygodnia- jest wrzesień, a po dwóch tygodniach luty. Sama pamięć krótkotrwała zaczyna szwankować nierzadko do rozmiarów sklerozy.
    W ten sposób dosłownie przespałam lata swojego życia, więc wiem jaką jest tragedią pogrążyć się w niebycie. Dla mnie osobiście była to ucieczka/odpoczynek od ludzi. Obecnie moja rekonwalescencja choć wciąż w niejakim zamknięciu opiera się na robieniu. Pogłębianiu wiedzy w interesujących mnie dziedzinach, odwiedzanie specjalistów, chęć naprawy, a co za tym idzie już sama chęć wyjścia z domu. Obecnie mamy piękną zimę i nie chcę nawet myśleć ile takich przegapiłam...
    Nie trzeba nawet codziennie robić czegoś innego, aby wzrastać. Codzienne robienie zdjęć to praktyka w dojściu do perfekcji w tej dziedzinie, czytając/oglądając dane dokumenty o naszym hobby również codziennie nabywamy większej wiedzy. Rośniemy i nawet jeśli potrzebujemy naprawdę tych dni/miesięcy aby pobyć w takim stanie można to zrobić kreatywnie.
    Choć wcale nie przyznaję, że robienie codziennie czegoś nowego jest złe. Jak sądzę miałaś na myśli tak zwaną strefę komfortu, której tylko luźne naruszenie już sprawia, że człowiek czuje się lepiej. Skoro ktoś żyje schematem typowego Jana Kowalskiego niekoniecznie magistra równie dobrze powrót inną drogą do domu sprawia, że człowiek ma ochotę na coś nowego po powrocie. Impulsów do zmian nie trzeba szukać daleko... mnie osobiście zwykły wystrój theme telefonowego na zimowy zmobilizował do wyjścia z domu i cyknięcia zdjęć zimie.

    Wiesz... szczerze nie wierzę w to, że istnieją człowieki nieposiadający swojej pasji. Są co najwyżej tacy, których lenistwo sięga maksimum przez co nie wykazują najmniejszej chęci choćby pogrzberania w internetach w celu zgłębiania swoich pasji. Nie mówią o nich z różnych względów, jak brak pewności siebie, czy świadomość minimalistycznej wiedzy w tej kwestii.
    ,,czym się interesujesz? Jak spędzasz czas wolny? Masz jakieś hobby? Jaki sport najbardziej lubisz uprawiać? Czy masz plany na przyszłość? Opowiesz coś o sobie? Co fajnego ostatnio robiłeś?"- dobiłby mnie taki natłok pytań nie tylko przez wgląd na chaos myśli, który dodatkowo by się wówczas we mnie wzmógł, ale też z szoku i poczucia bycia przesłuchiwanym. Automatycznie zamknęłabym się w sobie przerażona wizją chęci wtargnięcia w prywatę tak błyskawicznie. Czułabym się zagrożona w jakimś stopniu. I zapewne wielu ludzi ma podobne odczucia. Nic więc dziwnego, że odpowiadają zdawkowo.

    Słynna pępowina. Nie rozumiem dlaczego istnieje taki mus wyprowadzki i samodzielnego egzsytowania.
    A ja na ten przykład nie chcę żyć samotnie. Mam dom, podwórko, dwa ogrody, pole. Kocham to miejsce i nie chcę go opuszczać. Mogę iść po szkole do pracy zarabiać na siebie, dokładać swoją część do rachunków/jedzenia/itd i żyć szczęśliwie z rodziną, którą kocham i której nie chcę opuszczać. Można się usamodzielnić żyjąc wspólnie z najbliższymi. Nie wyprowadziłabym się z mojego domu na rzecz mieszkania w chowie klatkowym. O w życiu.

    Dobijające marzenia sobie odpuszczę. Moje własne pasje i talenty utrzymują mnie przy chęci do życia i dalszego rozwijania się. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić jak tacy ludzie nie zapadają w ciężkie depresje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Domyślam się, ponieważ i mnie nie jest obcy taki niebyt. Też miałam w swoim życiu epizod, w którym robiłam za pustelnika i szukałam swojego miejsca na świecie. Wiem, co to znaczy, bo do dzisiaj odczuwam skutki wspomnianej przez Ciebie amnezji i wrażenia skurczonego czasu. Przekonałam się, że jest do droga donikąd. Ba, to nawet nie jest droga. To jest powolna agonia. Jeżeli te doznania nie są Ci obce, to podejrzewam, że wiesz, co mam na myśli.

      Zima rzeczywiście jest piękna. Chcę iść na lodowisko i tylko czekam, aż je otworzą. Mamy takie badziewne, kawałek betonowego placu zalanego wodą, ale i tak je uwielbiam, bo wiążą się z nim zacne wspomnienia.

      Mówiąc o robieniu codziennie czegoś nowego, użyłam bardziej skrótu myślowego. Chodziło mi o to, by codziennie być otwartym na coś zupełnie odmiennego - np. spróbowanie jakiejś egzotycznej potrawy, zamiast steku. Czy na nową znajomość. Rozwinąć jakąś nową umiejętność. Po prostu, korzystać z full service'u, który oferuje życie. To świetna terapia, jeśli cierpi się na marazm i ból istnienia. Działa jak skok do zimnej wody - na początku jest dziwnie, ale po chwili się przyzwyczajasz.
      Internet natomiast jest świetnym narzędziem, ale to jednocześnie pożeracz czasu. Nie rozwinie się hobby poprzez czytanie Wikipedii i ebooków z półki "Jak zarobić milion $ siedząc na dupie przed komputerem".

      "Wiesz... szczerze nie wierzę w to, że istnieją człowieki nieposiadający swojej pasji." - Jestem w stanie Cię zrozumieć, bo do pewnego momentu również nie wierzyłam. Dzisiaj jestem pewna, że istnieją. No chyba, że inaczej rozumiemy słowo "pasja". Dla Mietka budowanie piramid z butelek po jabolach w sumie też może być pasją...

      Jeśli chodzi o pytania, o których wspomniałam - cóż, to takie z zakresu podstawowych, noszących etykietkę "chcę cię poznać". Uważam je za zupełnie naturalne. Być może pomyślałaś, że są przytłaczające, gdy ktoś wali nimi jak serią z karabiny maszynowego. Ale w normalnej rozmowie, zazwyczaj tej przesądzającej o zadaniu pytania "to kiedy się znowu widzimy?", są kluczowe. Osobiście nie zadaję go nigdy, kiedy ktoś mi oświadczy, że słucha tylko muzyki jaka leci w radiu i że "Cziki cziki" jest takie zajebiste, jeżeli ktoś nie czyta w ogóle książek i jeżeli nie robi czegokolwiek, co normalnie można uznać za hobby/pasję/cokolwiek interesującego. A interesujące może być wszystko, choćby układanie rekonstrukcji Akropolu z zapałek, czy świątyni Abu Simbel z kapsli po Tyskim. Tym można mnie kupić - robieniem czegoś zajebistego z błyskiem w oku i nieistotne co to jest. To po prostu widać po człowieku nawet bez zadawania pytań, bo sam o tym chce opowiadać.

      "Nie rozumiem dlaczego istnieje taki mus wyprowadzki i samodzielnego egzsytowania." - Nie istnieje żaden mus. Tylko to dosyć chujowe być po studiach i żyć na garnuszku rodziny. Spoko, jeśli masz ogarnięte życie, własny hajs i na tyle dobre relacje domowe, że taki styl bytowania jest tym, co czyni Ciebie i Twoich bliskich szczęśliwymi. Ale jeśli masz 26 lat i siedzisz na dupie w domu, a Twoim jedynym zajęciem jest molestowanie pilota i skakanie po kanałach, to jest to co najmniej żenujące.
      Btw, ja żyję w chowie klatkowym c: Całe życie c: I chociaż nie narzekam, to jednak wiem, że mieszkanie w domu, bliżej natury, niż autostrady, to absolutnie fantastyczna sprawa. Zazdroszczę.

      Zapadają c: Właśnie z tego powodu. Mądrzy psychiatrzy i psycholodzy po uniwersytetach zarabiają największy hajs właśnie na ludziach bez pasji, bez celu, pogrążonych w bezczynie i szukających lekarstwa na te wszystkie bolączki w psychotropach oraz konstruktywnych terapiach grupowych polegających na klaskaniu i śpiewaniu harcerskich piosenek w psychiatryku.

      Usuń
    2. Mamy w mieście zalew. Nie jest to bydle poza widoczny horyzont, ale jest. Kiedy jeszcze był zalesiony, piękny i zielony zimą uczyłam się tam jeździć na łyżwach. Tak było za wczesnego dzieciaka. Kilka lat temu zalew został przebudowany w ramach unijnego projektu. W wakacje można tam popływać (choć niestety dysponując wąskim obszarem oddzielonym od reszty bojami) co oznacza, że jest bezpiecznie. Mimo to zimą robią "lodowisko" w parku obok na POŁOWIE kortów tenisowych. W tym miejscu, na takiej powierzchni, można co najwyżej stawiać pierwsze kroki na łyżwach. Zalew obok, choć w srogą zimę porządnie zamarznięty posiada zakaz wstępu na lód. To się nazywa dobry biznes :S.
      Obecnie i park również uległ renowacji, podejrzewam, iż na wiosnę zostanie już otwarty i mam szczerą nadzieję, że ktoś pomyślał o lodowisku na przyszły rok.

      Oczywiście masz rację odnośnie impulsu, który podczas marazmu, nawet ten najmniejszy jest w stanie obudzić osobę ze snu. Niemniej:
      ,,Nie rozwinie się hobby poprzez czytanie Wikipedii i ebooków z półki "Jak zarobić milion $ siedząc na dupie przed komputerem"". Uważam, że jak najbardziej internet pomaga rozwinąć hobby, zależy oczywiście CZYM jest owe hobby. Wytłumaczę na własnym przykładzie.
      *fotografia- oczywiście wiadomym jest, że praktyka czyni mistrza w fachu, niemniej by mistrzem tym być należy zaznajomić się z podstawą wiedzy fotografii. a takiej wiedzy nie zdobędziesz poprzez samą praktykę, ponieważ aby wykonać dobre zdjęcie trzeba najpierw pojąć techniczne aspekty fotografii przekazywane drogą pisemno-obrazkową.
      Takiej wiedzy istnieje multum w sieci, a poświęcając jej czas: godziny, dni, a nawet miesiące i lata wzbogacamy swoje umiejętności przekładając je w jednocześnie na praktykę, kiedy już decydujemy się wykonać w jej kierunku pierwsze kroki. Niegdyś tę wiedzę czerpało się z książek, na studiach plastycznych, zaś obecnie w dobie internetu mało kto tworzy książki z nowinkami, zaś materiał o nich kierują właśnie w internety.
      Gdyby skumulować wszystko spędziłam mnóstwo czasu w w tym pożeraczu czasu i nie uważam, by jakakolwiek sekunda została zmarnowana, bowiem cała zdobyta przeze mnie wiedzy zostaje wykorzystana w praktyce. Nie zawsze pamiętam o wszystkich aspektach informacji, jestem jeszcze sporym laikiem w tej kwestii nie mniej wszystko, dosłownie wszystko, czego mi potrzeba znajdę w internecie. Nie tylko odnośnie samej fotografii, ale również zagadnień wygrywającej wciąż ze mną lustrzanki.

      *kosmos- jak pisałam wcześniej mój mózg w połączeniu z matematycznymi kwestiami, wzorami eksploduje, a mimo to, choć szczerze nienawidzę matematyki uwielbiam fizykę, kosmos i wszystko, co z nim związane. Informacji na ten temat, a co za tym idzie możliwość pogłębienia informacji, zainteresowań dostarcza mi internet. Tu również jest wszystko i o wiele więcej w owym temacie. Pochłaniam temat, jak gąbka nie musząc specjalnie się go uczyć; raz zasłyszaną informację, przeczytaną, obejrzaną zapamiętuje z miejsca. Dosłownie temat kosmosu łykam z uśmiechem, jak dziwka spermę. Zbankrutowałabym na książkach, oszalała na studiach nie nadążając za resztą. Internet daje mi tę swobodę czasu, mogę czytać o danej kwestii do usrania, aż zrozumiem bez nacisku terminów. W tym przypadku przesiedziałam równie wiele, jak nie więcej czasu w internetach i również nie żałuje żadnej sekundy. Nie był to czas zmarnowany.
      Aby połączyć biznes z naszym hobby dobrym pomysłem jest poczytać wcześniej na forach, czy stronach o doświadczeniach innych, sposobach na rozkręcenie całej machiny i im podobnych. Dobrym pomysłem jest również zasięgnięcie wiedzy właśnie o tym jak to zrobić, żeby się nie narobić, a dokładniej jak zrobić, aby nie wrzucić niepotrzebnie zbyt wiele kasy. Jednak nie miałam na myśli tego ostatniego przypadku i marnowaniu czasu w internetach, a internet jako narzędzie pomagające się rozwijać.
      Bo to skarbnica wiedzy w której podobnie, jak w Biblii należy naumieć się jedynie odróżnić ziarno od plew.

      Usuń
    3. Co do Mietka spod piątki. Znałam osobę, która nie radząc sobie popadła w alkoholizm, okresowo niemal do stopnia podręcznikowego żulerstwa. Nie oznacza to, że ta osoba nie miała zainteresowań. Czasami człowiek się gubi i popełnia błędy których skutkiem jest brak większych możliwości ku rozwijaniu swoich pasji. Nawet Mietek może posiadać opisaną przez Ciebie w notatce pasję lotnictwa, nie mniej problemy na które pozwolił w swoim życiu rozjebały Miecia na części elementarne, popadł w alkoholizm i jedyne co mu zostało to wiedza. Nie każdy Mietek to gówno warty Mietek. Znam to z autopsji.

      Rozumiem, że może interesować Cię nowo napotkana osoba i chcesz po prostu ją zapytać o to kim po prostu jest. Niemniej walenie taką serią przez osobę o charakterze dominującym i jak sama wspominałaś dosadnym może przestraszyć. Czując się zagrożona i na przesłuchaniu zaczęłabym się bronić samej atakując. No chyba, że przejawiasz takie zainteresowania w sposób spokojny, uprzejmy ze szczerym i miłym zainteresowaniem, wtedy można pominąć kwestie bojowe.
      Są też osoby, które mogą uznać swoje nietypowe zainteresowania za niezbyt interesujące innych, bądź mieć zbyt mało pewności siebie, aby o nich wspominać, ale tę kwestię już bodaj wspominałam. W każdym razie brak pewności siebie może być sporą przeszkodą, a szkoda, bo ktoś może czynić naprawdę zajebiste rzeczy.

      Współczuję życia w blokach. Niejednokrotnie słysząc głośny omłot, który przez wzgląd na chujowe kolumny nie przypominał nawet jednej nuty, współczułam reszcie mieszkańców bloków. Osobiście nie wyobrażam sobie, jak wielki byłby mój wkurw, prawdopodobnie bym oszalała i albo ja, albo ten ktoś. Już wystarczająco, że mam sąsiada lubującego disco polo i w wakacje sram do rytmów tej, co tańczy dla niego i im podobnych majteczek w kropeczek z racji posiadania okna w klopie skierowanego w stronę ich podwórza skąd dobiegają te raniące me ucho dźwięki. Życie w domu wbrew pozorom nie odbiega dalece od blokowiskowego pominąwszy koszty. Fakt, ma się prywatne podwórko, może nawet ogród i przy dobrych wiatrach pole i choć koszta za posiadanie terenu są niskie (u nas za piętrowy dom, dwa ogrody z czego jeden duży, podwórko i płaci się około 60zł) to rachunki za prąd, wodę, a przede wszystkim węgiel są kosmiczne: prąd, aby spokojnie sobie bytować na poziomie dwóch pięter jest kosztem koło 400zł, woda 200 wzwyż, węgiel na ocieplenie domu na cały okres grzewczy to lekką ręką 2500 i to wszystko przy oszczędzaniu. Ponadto autostradę widzę z okna :') choć całe szczęście nie słyszę; bliżej natury- jak pisałam na blogu u siebie- jestem, owszem, ale cóż mi po pięknym śniegu i przepięknych krajobrazach, skoro bywało, że zima dłuższa i sroższa niż okres przewiduje, a z kasą wiadomo- raz nad, raz pod wozem- i nie zawsze było się w stanie od tak wyciągnąć z kieszeni kolejnych tysięcy, jeśli chciało się mieć prąd i wodę, a z kolei ograniczone ogrzewanie skierowane np jedynie na górną kondygnację, bądź ograniczające się do jednego pomieszczenia mogło spowodować zamarznięcie rur i tym samym bycie w jeszcze szerszej dupie.
      Uwierz mi, że nawet będąc majętnym i mając tę ósemkę miesięcznie można w zimie marznąć mając dom na własność.
      Nie widzę zatem powodów do zazdrości, ani jednego. Łatwo jest ahować i ohować nad tym, że ktoś ma podwórko i piękne ogrody, warto jednak przy tym pomyśleć ile jest nad tym roboty, aby wszystko utrzymać w jako takim ładzie. Tym bardziej, kiedy chodzi się do szkoły/pracy, a emeryt sam przecież wszystkiego nie ogarnie bez względu na to, jak wysoką kwotą dysponuje.

      Staram się mieć otwarty umysł, ale trudno mi pojąć, jak można trwać w takim strasznym gównie zabijając swoje pasje. Jak w ogóle jest możliwe zabić z pełną świadomością coś, co się kocha na rzecz... niczego. Niszczyć, by nawet nie tworzyć czegoś nowego.
      ,,Tylko dwie rzeczy są nieskończone: wszechświat i ludzka głupota."

      Usuń
    4. Jestem w stanie sobie wyobrazić tak chujową sytuację, bo u nas z zalewem była bardzo podobna historia. Z tymże Kielce to takie pustoszejące miasto, z którego ludzie spierdalają, tak więc nie mamy ani porządnego kortu tenisowego, ani lodowiska. Jak sama wiesz, "w Polsce nic się nie opłaca". To jest biznes.

      Widzisz, ja mam inne podejście. Internet jest dobry, ale tylko na początku. Gdybym ja interesowała się kosmosem i fotografią tak bardzo jak Ty, to owszem, szperałabym po forach, stronach, ebookach i tak dalej, ale później chciałabym więcej. Chciałabym zwiedzać obserwatoria astronomiczne. Chciałabym rozmawiać z astrofizykami i astronomami. Zbliżyć się do NASA. Skoczyć jak Baumgartner, żeby zobaczyć schyłek kosmosu.
      Podobnie z fotografią - fajnie, że masz taki sprzęt i możliwość praktyki. Osobiście poszłabym dodatkowo na jakiś kurs fotograficzny, robiłabym zdjęcia u boku fotografów bardziej doświadczonych ode mnie.
      Bo poprzestawanie na wiedzy z internetu kojarzy mi się z jedzeniem okruchów spod stołu, który ugina się pod wszelakim żarłem.
      Zgadzam się, że sieć jest skarbnicą wiedzy, ale na chuj mi wiedza, której nie mogę przekuć w praktykę?

      "Czasami człowiek się gubi i popełnia błędy których skutkiem jest brak większych możliwości ku rozwijaniu swoich pasji." - Owszem, każdy ma prawo zbłądzić, potknąć się, wylądować mordą w gównie i zeszmacić się jak najgorszy wycieruch. Nierzadko się zdarza, że człowiek potrzebuje spaść na samo dno, żeby się odeń odbić. Kwestią pozostaje tylko jedno: czy to robi. Czy wstaje. Wciry od życia można dostać za darmo lub samemu sobie na nie zapracować, ale taki oblejmurek przeważnie sam na nie pracuje. I nie ma tych pasji, bo pasją staje się pogoń za jabolem. Jeżeli już jesteśmy przy alkoholizmie, to możesz mi wierzyć na słowo lub nie, ale znam osobiście tylko dwa typy alkoholików: 1. marginalne nieroby i tłuki, którzy wołają za Tobą "pani dobrodziejko, daj dwa złote" 2. trzeźwiejący - czyli takie Mietki, którym powinęła się noga w życiu, ale którzy otrzepują się, wstają i idą dobrowolnie (a nie z nakazu sądu) na odwyk, łapią pracę i wygrywają swoje życie.
      I nigdzie nie powiedziałam, że każdy Mietek to gówno warty Mietek, nie. Jest warty dokładnie tyle, ile efekty jego pracy nad sobą.

      "Niemniej walenie taką serią przez osobę o charakterze dominującym i jak sama wspominałaś dosadnym może przestraszyć." - Nie mówimy o napierdalaniu kogoś pytaniami. Mówimy o rozmowie w formie dialogu.
      "W każdym razie brak pewności siebie może być sporą przeszkodą, a szkoda, bo ktoś może czynić naprawdę zajebiste rzeczy." - To już problem tego kogoś, kto może czynić naprawdę zajebiste rzeczy, a z jakichś powodów ich nie czyni.

      Usuń
    5. CD:
      Da się wytrzymać :D A disco polo zawsze na propsie, to taka muzyka typowo na potańcówkę w remizie, ale jest spoko, nawet dla fana metalu z dystansem do siebie i lubiącego się powygłupiać :D Serio, serio, przy DP można się bawić, sama wybrałam się na koncert Niecika (jestem fanką "Czterech osiemnastek" c:) w gorsecie, nazi-glanach i nawet z szanownym pyknęłam sobie słodką foteczkę. Także zamiast zaciskać zęby srając na kiblu, ponuć sobie dla rozluźnienia nerwów i mięśni "majteczki w kropeczki" :D

      Jestem świadoma kosztów mieszkania w domu; mój współlokator pochodzi z podmiejskiej wioski. Są horrendalne. Jednakże mieszkania w blokach też nie rozpieszczają kosztami - to, co posiadacz domku rokrocznie wydaje na węgiel, mieszkaniec klatki schodowej zwraca przez cały rok w wyższych rachunkach za czynsz (który trzeba opłacić, a który w moim mieście wynosi przeciętnie za 3 zameldowane osoby jakieś 400 pln i w górę) i media. Coś o tym wiem, bo przeprowadziłam się na swoje mając 19 lat i bywa, że puszczam w majty ze strachu, czy wystarczy na kolejny miesiąc. A nie mogę sobie pozwolić na zadłużanie się w wynajmowanym M4.
      "Łatwo jest ahować i ohować nad tym, że ktoś ma podwórko i piękne ogrody, warto jednak przy tym pomyśleć ile jest nad tym roboty, aby wszystko utrzymać w jako takim ładzie." - Myślę, myślę. Nie jestem tak krótkowzroczna, by nie być świadomą tego, że nie chciałoby mi się zapierdalać z kosiarką. Masz rację. Niemniej uważam, że jeśli kogoś oczywiście stać na dom i związane z nim kwestie, to jest to zapierdol warty swojej ceny.

      "Jak w ogóle jest możliwe zabić z pełną świadomością coś, co się kocha na rzecz... niczego." - Nie wydaje mi się, by na rzecz niczego. Sądzę, że raczej na rzecz czegoś, pytanie tylko: czego i czy godnego takiego poświęcenia.

      Usuń
    6. Nigdzie nie napisałam, że poprzestaje na informacjach z internetu. Opisałam jedynie jego zalety jako narzędzie do rozwijania pasji, co nie jest jednoznaczne z jedyną alternatywą nauki. Wydałam majątek na specjalny telefon ze świetnym zoomowanym optycznie aparatem bez którego na krok nie ruszam się z domu, bo jak wiadomo czasami strach wyjść z ogromną i ciężką lustrzanką, a szczególnie przy moich "zdolnościach" (potykam się o własne nogi, wstając wywracam jeszcze dodatkowe krzesła itp) niemniej z lustrzanką równie aktywnie staram się popierdalać, kiedy mróz nie przekracza -5. Dbam zarówno o aspekty wiedzy teoretycznej, jak i praktycznej: mając ułatwione zadanie w postaci mamy po studiach z profilem fotograficznym mam tę "opiekę" dwadzieścia cztery na dobę. Niestety mama pracowała na lustrzankach analogicznych, więc w kwestii cyfrowej nie tylko dysponuję internetem, ale i wiedzą kilku znajomych fachowców. Jeśli chodzi o sferę fizyczną sytuacja wygląda podobnie. Posiadam kumpla pracującego niegdyś w CERNIE, znakomitego fizyka z którym prowadzę godzinne rozmowy w tym temacie. Ponadto na miejscu mam do dyspozycji prywatne planetarium. Skakanie z takich wysokości mnie nie jara, a międzynarodówkę z chęcią odwiedziłabym w formie wycieczki, serio. Ja raczej siedzę w tematach czarnych dziur i światów równoległych. Czarnej materii, energii- ogólnie wimpach. Z tego co mi wiadomo niedługo ma ruszyć projekt o śmiesznie brzmiącej nazwie POLSA, coś jak NASA wersja uboga : D, więc gdybym decydowała się na pracę w tym fachu i była po studiach raczej pierwsze kroki wolałabym stawiać na znanym terenie, potem CERN i jako babcia pykałabym z laską u boku po płytkach Nasy. To jednak jest plan C podobnie, jak planem B jest fotografia i nie z tymi sferami wiąże swoją przyszłość, acz przyszłość ma jest związana również z pasją najsilniejszą ze wszystkich której chcę poświęcić najwięcej z siebie.

      Usuń
    7. Ja znam trzeci typ: człowieka posiadającego świetnie płatną pracę związaną ze swoim hobby, który przeszedł na nieźle płatną emeryturę, a popadł w alkoholizm bo nie poradził sobie z chorą psychicznie żoną. BAM. Jest wiele historii i wiele powodów dla których ludzie zaglądają w butelkę. Oczywiście nikogo tutaj nie próbuję nawet usprawiedliwiać. Alkohol nigdy nie był i nie jest dla mnie usprawiedliwieniem. Opisuję tylko przypadek, a człowiek o którym pisałam i który sięgał, jak wcześniej wspomniałam kresu żulerstwa w stanach trzeźwości dalej siedział w swoim hobby. Zgodzę się jednak, że Mietki porzucają pasję na rzecz pogoni za Fernando, ale coś tam z tej pasji z zamierzchłych czasów w sobie mają. Może z czasem ginie chęć do jej rozwijania. Wiedzy nikt im jednak nie ukradnie i można się sporo dowiedzieć.
      Nie zaliczam w to wszystkich Mietków, ani żuli do bólu oczywiście. Istnieje po prostu możliwość takich osób.

      Zależy oczywiście też jakie mieszkanie, w jakim stanie i gdzie. Wiem jednak co masz na myśli ponieważ rodzina bliskiej mi osoby była w ciężkiej sytuacji, kiedy podnieśli im czynsz domu do 6 stów i choć obojga rodzice zapierdalali jak szaleni nie byli w stanie tego spłacić i... i tu zabawna sprawa wyeksmitowano ich do mieszkania w kamienicy. Kamienicy... pfff. To jest przepiękna, ogromna, kamienica ze skrzydłowymi drzwiami o metrażu mieszkania dwa razy większym niż ich klitka w bloku. Mieszkanie w takiej pięknej posiadłości to koszt miesięczny 60zł. Ogólnie w moim mieście ludzi eksmitują do kamienic, co dla mnie zawsze było trudnym do pojęcia i sądziłam, że właśnie takie mieszkania są najdroższe. A tu proszę.

      Tak, ogródki i cała reszta warta jest zapierdolu. Osobiście marzy mi się kosiarka samochodzik, ale ze względu na wyboisty teren długo by ona nie pożyła. W ogrodzie mieliśmy piękny sad lecz ze starości trzeba było pościnać większość drzew, a teraz zastanawiamy się, czy sadzić nowe, bo właśnie wszedł w życie przepis o kolejnym podatku w którym za jabłko można zapłacić podatek obejmujący nawet do 90% ceny jednej sztuki. Osobiście uwielbiam busz i zarządziłam brak wstępu kosiary na ogród. Na wiosnę wydeptuję wgłąb ścieżkę na końcu której moszczę sobie miejscówkę na kocyk, zimną pepsi, ramę fajek i dobrą książkę <3.

      Pisząc ,,niczego" miałam na myśli właśnie coś niegodnego poświęcenia.

      Usuń
    8. A ja nigdzie nie napisałam, że poprzestajesz c: Po prostu spróbowałam sobie wyobrazić co bym robiła, gdyby mnie pasjonował kosmos i fotografia. Jedno i drugie są na tyle fascynujące, że wzrastanie w wiedzy w tych dziedzinach zdaje się być zajebistą przygodą.
      I to świetnie, że rozwijasz swoje pasje również aktywnie. Mówiłam o tym szkodliwym wpływie internetu, bo interesując się socjologią i zjawiskami społecznymi wiem, że łatwo popaść w życie wirtualne. Co, niestety, wcale nie jest tak rzadkie choćby z przyczyn ekonomicznych - abonament na internet i TV jest wielokrotnie tańszy w miesięcznym rozliczeniu, niż np. karnet na pływalnię (no chyba, że jesteś niepełnosprytna - wtedy rzecz jasna masz ulgi, które normalnym i zdrowym ludziom nie przysługują c:).
      Także nie bierz tego do siebie, pisząc na blogu staram się pisać z pozycji obserwatora, a nie śmieszka z wyciągniętym oskarżycielsko paluchem.
      Zechcesz zdradzić jaka pasja jest Twoim największym zamiłowaniem?

      "(...) człowieka posiadającego świetnie płatną pracę związaną ze swoim hobby, który przeszedł na nieźle płatną emeryturę, a popadł w alkoholizm bo nie poradził sobie z chorą psychicznie żoną." - Widzisz, dla mnie to nie jest osobny typ. To typ zawieszony pomiędzy 1, a 2. Oczywiście są ludzie nałogowo zaglądający do kieliszka okazyjnie - typ występujący jako jednostka zwana kurą domową, dotyczący głównie kobiet (ale nie tylko), które popijają, gdy mąż i dzieci są w pracy/delegacji i szkole. Typ pracoholika, który obowiązkowo upija się w weekendy i dni wolne od pracy, ale poza tym jest świetnym pracownikiem, jakiego nikt by nie podejrzewał o alkoholizm. I wiele, wiele innych. Jednakże chociaż historie oraz okoliczności się różnią, schemat jest ten sam: albo spadasz na dno i śmierć zastaje Cię z flaszką w łapie, albo ogarniasz dupę i żyjesz jako trzeźwiejący alkoholik. Nie ma trzeciej opcji, chociaż scenariuszy może być tysiące. Z Twojej wypowiedzi wnioskuję, że koleś, o którym wspomniałaś, jest na dobrej drodze na dno, chociaż nie jest to jeszcze droga bez powrotu. Niemniej jeśli jest tutaj już mowa o alkoholizmie, to ten człowiek nawet nie pijąc, pozostanie już na zawsze alkoholikiem na dożywotnim odwyku.
      "Wiedzy nikt im jednak nie ukradnie i można się sporo dowiedzieć." - A z tym choćbym bardzo chciała, to nie mogę się zgodzić. Wpływ alkoholu na mózg, połączenia nerwowe, predyspozycje fizyczne jest ogromny. Nałogowy alkoholik dosięgnięty przez choroby współwystępujące z alkoholizmem (np. zespołem Korsakowa, chorobą oddziałującą na centralny układ nerwowy, demencją oraz innymi związanymi z uszkodzeniem mózgu) to cień dawnego człowieka. Z tych pasji też zostaje tylko cień, jeśli w porę się nie ogarnie. Wiedza, umiejętności, dawna sprawność i świetność umierają wraz z połączeniami nerwowymi i wątrobą. Miałam nieprzyjemność przyglądania się temu procesowi przez wiele lat u wielu odmiennych przypadków, z których każdy posiadał swoją własną historię i przyczynę.

      Usuń
    9. A to ci ciekawa sprawa z tymi kamienicami. W moim mieście to przeważnie działa w drugą stronę, bo nagle żydostwo sobie przypomniało, że trzeba działać w myśl zasady "wasze ulice, nasze kamienice". Pierwszy raz słyszę o takim przypadku, jak ten wspomniany przez Ciebie. Dla mnie jest to również trudne do pojęcia, a wręcz niewiarygodne, przede wszystkim ten koszt 60 zł. Czy to sprawdzona informacja? Przeważnie ludzi eksmituje się na bruk, a nie do innych mieszkań.

      Absolutnie Cię rozumiem - też nie dawałabym ścinać trawy i nie wiem czemu trawnik u sąsiada zawsze musi być przystrzyżony jak od linijki. Podzielamy ten punkt widzenia. Myślę też, że taka forma zapierdolu, o jakim mówimy, w gruncie rzeczy może być nawet przyjemna. Mimo, że wymagająca.
      A o podatkach nawet nie musisz mi mówić. Wiem, że wyczynem jest zasadzić drzewo na własnym podwórku, za własne pieniądze.

      Usuń
    10. Najwyraźniej po prostu źle zrozumiałam. Doceniam w moich pasjach to, jak zmieniają świat, więc tym bardziej są mi droższe i bardzo się cieszę z posiadania takich ciągotek.
      Najsilniejszą i najstarszą z nich jest śpiew z którym to właśnie najsilniej wiążę przyszłość.
      A koncertowanie z kolei rozwinie możliwość fotografii, to taki plan AB =D

      Człowiek o którym wspominałam od paru lat wącha kwiatki od spodu. Wykończył go rak, choć wątrobę miał niczym dwudziestolatek. O tym, że alkoholik przez całe życie jest na odwyku wiem doskonale. Podobnie jest w przypadku ćpunów i w zasadzie każdego większego uzależnienia. Czytając o wpływie alkoholu na organizm poczułam się, jak idiotka- otworzyła się bowiem klapka w mojej głowie i ze słowem ,,oczywiście" na ustach siedzę teraz ciut zawstydzona.

      W moim mieście jest mnóstwo pięknych przedwojennych kamienic, które powoli (wreszcie) podlegają renowacji. Niektóre z nich zostały potraktowane kiczowatymi kolorami tracąc swój dawny klimat, niemniej to właśnie tam eksmitują niepłacących rachunków. Minusem życia w kamienicy jest zapewnienie sobie opału na zimę, jednakże z drugiej strony kichnie i piece węglowe trzymają ciepło lepiej od kaloryferów, więc koszta te idą po naprawdę niskiej linii oporu w porównaniu do opłat w blokach.
      Co więcej. Na jednym z osiedli wybudowano jakiś czas temu przepiękny blok z ogromnymi metrażami, własnym placem zabaw, parkingiem i wieloma udogodnieniami. Naprawdę brakuje tam tylko basenu. A owe mieszkania są...socjalne.
      Niejednokrotnie przechadzając się tamtejszą ulicą widziałam plazmę większą niż pokój tego potrzebuje, nowe samochody, nowoczesne wystroje mieszkań. Śmieję się, że chcąc zmienić mieszkanie na większe i lepszej klasy wystarczy nie płacić rachunków...
      Chociaż to wcale mnie nie bawi.
      Oczywiście, istnieją baraki, ale kto chciałby mieszkać w barakach?
      Ludzie widząc, że nie dają rady spłacać rachunków, zamiast poszukać tańszego mieszkania wolą olewać sprawę, a potem płakać i sprzeciwiać się lądowaniu w ciemnych norach zupełnie nie biorąc odpowiedzialności za swoje postępowanie. Najlepiej, jakby w zamian dano im właśnie takie mini wille o których powyżej wspomniałam. Bo cóż z tego, że nie wywiązywali się z umowy i muszą ponieść konsekwencje? Przecież im się NALEŻY!
      Więc burmistrzowi tuż przed kolejnymi wyborami magicznie otwiera się dobroduszne serce i burzy piękne, również przedwojenne domy (wcale nie tak drogie za wynajem) by w ich miejsce wstawiać apartamenty dla pysznej i zakompleksionej hołoty.

      Żadne petycje nie przechodzą. Można tylko stać i dosłownie płakać. Patrzeć, jak dusza miasta ginie w burzy oklasków...

      P:S Naskrobałam co nieco u się.

      Usuń
    11. Śpiewasz? A masz już jakieś występy na koncie? Nagrania, którymi mogłabyś się pochwalić? c: Wybacz, jeśli brzmi to pretensjonalnie, ale nie potrafię ukrywać swojej ciekawości. Jeżeli miałabyś możliwość i ochotę, to podziel się ze mną kawałkiem swojej twórczości c:

      Myślę, że to nieważne, co człowieka wpędziło do grobu, skoro już jest pozamiatane. Wiesz, ja osobiście mam swego rodzaju wstręt do alkoholików. Ale nie jest to taki wstręt związany bezpośrednio z pogardą, bo jakieś tam resztki wyrozumiałości mam. To takie uczucie, które wewnątrz mnie nie godzi się na to, by być od czegoś uzależnionym. By być niewolnikiem nałogu. To dla mnie oznaka słabej woli, a nic nie niszczy człowieka bardziej, niż brak samodyscypliny. No i cóż, że nałogowi alkoholicy niszczeją, a wraz z nimi przepada wszystko, co składało się wcześniej na ich wspaniałość, to niestety prawda. Co innego lubić się urżnąć na weselu, w knajpie z ziomkami, czy ogólnie po prostu wypić za dużo, ale jeżeli jest to proces stały, powtarzalny, to działa jak pijawka wyciągająca życie i doskonałość z człowieka. Współwystępujące dolegliwości to tylko fizyczny przejaw utraty godności.

      Powiem Ci, że pierwszy raz spotykam się z czymś takim słysząc od Ciebie. Gdybym np. ja w swoim mieście została eksmitowana gdzieś indziej, niż na ulicę, to jestem przekonana, że byłby to obszczany wieżowiec, pozostałość po dawnym hotelu pielęgniarskim, w którym każde piętro jest zarzygane i w którym w ogóle strach się pokazać.
      U nas kamienice są domeną przeważnie nowobogackich, miastowych parweniuszy, którzy codziennie jedzą lunch w Roy Benie. Dlatego Twoja historia brzmi dla mnie jak wyciągnięta żywcem z baśni Andersena, gdzie są wróżki, współczujący komornicy, no sama rozumiesz... c:
      Z resztą się zgadzam, aczkolwiek uważam, że ludziom, którzy kończą na bruku z powodu nieudolności władzy, tudzież wskutek nieponiesionych przez rodzinę konsekwencji (np. osoby dorastające w domach dziecka, itp.), albo z innych uzasadnionych powodów, powinna być zapewniona pełna pomoc w pozyskaniu własnego lokum. Nie mam na myśli luksusów, ale jakieś w miarę przyzwoite warunki. Choć to też brzmi jak bajka, wiem c:
      Niemniej rozumiem Cię, bo sama gardzę roszczeniowymi śmieciuchami.

      Niestety wiem. Co jest bardzo przykre, podobnie jak postępująca prywatyzacja lasów państwowych.

      Usuń
    12. W okresie szkoły podstawowej miesiąc bez prób/występów uchodził za cud. Można zatem rzec, iż owszem, na swoim koncie posiadam liczne występy zarówno te szkolne, jak i na deskach muzycznej sceny w naszym mieście. Niezliczone wręcz. Niestety przez wzgląd na zamierzchłość tychże czasów nie posiadam absolutnie żadnych nagrań z okresu kredy, a nawet jeśli dysponowałabym jakimkolwiek nagraniem nic by ono nie przybliżyło z racji tak odległych dziejów.

      Mnie natomiast zupełnie brak wyrozumiałości w stosunku do alkoholizmu.
      Jak już wspominałam alkohol nigdy nie jest dla mnie wymówką. Nie gardzę tymi osobami, a jedynie ich zachowaniem. Oczywiście to ich życie i jeśli wybrali ścieżkę użalania się nad własną dupą- spoko, jednak słowa ,,piję bo sobie nie radzę" wywołują u mnie jedynie niesmak. Poradni psychologicznych jest wsroc i zawsze istnieje wyjście z problemu, a nie żyjemy w czasach średniowiecza. Horrendalne problemy mają gówniarze w Etiopii, nasze da się rozwikłać- trzeba tylko chcieć.

      Jeśli tylko nie zapomnę, a stanie się tak, że będę w okolicy sfotografuje dla Ciebie nasze kamienice, jak i również budynek o którym pisałam.
      Oczywiście, że powinna być zapewniona pomoc zarówno w znalezieniu nowego lokum (tj. tańszego) jak i pracy. Tylko widzisz... gdyby urzędnikom wypłacano prowizję za każde podobne udzielenie pomocy zapewne wszystko nagle by się znalazło.

      Na własnej skórze odczułam prywatyzację zarówno zalewu, jak i parku. Nie są to już całkowicie obiekty publiczne, a miejskie. Otoczone szarymi, wysokimi drutami wyglądają bardziej na zakład zamknięty aniżeli plac rozrywki. Warto dodać, iż kultura tam kończy się wraz z godziną 21 o której wrota zostają zamknięte. Myśl, że podobny los może spotkać nasze lasy jest dla mnie, jako osoby wielbiącej fotografię przerażająca. Cóż, będzie trzeba uciekać się do unlegal pomysłów. Dla chcącego nic trudnego.

      Uh... poczułam się, jak milioner po tym w jaki sposób odbierasz osoby mieszkające w kieleckich kamienicach. Miałam w planach zakup mieszkania przy, a raczej nad teatrem Żeromskiego i powiem Ci, że ceny nie są wielce wygórowane gdyż oscylują wokół 550 000 złotych naszych polskich. W każdym razie nie tak wielkie w porównaniu do cen w warszawskich kamienicach :'D. Niestety przyszedł pan i upomniał się o to, co niegdyś rzekomo należało do niego. Może i to lepiej, że zawczasu mnie uprzedzono.
      W każdym razie nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Mam swój prywatny dom i to jest o wiele piękniejsze <3

      Usuń
    13. Rozumiem, więc naciskać nie będę c:

      Oczywiście, że alkohol sam w sobie nigdy nie był, nie jest i nie będzie żadną wymówką. Z tym nawet nie ma co polemizować. Mówiąc o wyrozumiałości miałam na uwadze zrozumienie wobec okoliczności, przyczyny i skutku. Wątpię by poradnie państwowe były w stanie pomóc (widziałam spotkania DDA - komedia :D), ale fajnie, że dają możliwość zrobienia kroku naprzód.

      Spoko, sfotografuj, chętnie zobaczę Twoje zdjęcia.
      Wiem, wiem, wiem. Podstawą staje się zrozumienie, że ludzie startują z różnych punktów. W mojej opinii właściwy socjal jest kluczem do zbudowanie zdrowego i silnego społeczeństwa. A ponieważ u nas jest chujowo pod tym względem, to mamy Ukraińców i brudasów, zamiast krajan, którzy spierdalają do U.K.

      Wyobrażam sobie. U nas ogradzają nawet boiska do gry w gałę :'D Gdy to zobaczyłam, nie wiedziałam czy śmiać się, czy płakać, nikomu nie przeszkadzały starsze boiska, zaś te nowe są zamykane bodajże o 21, lub 22. Normalnie godzina policyjna nałożona na boisko c:
      Nie wiem jak dokładnie potoczy się sprawa lasów, niemniej skutki podobnych działań wymierzonych w dobro społeczne są odczuwalne wszędzie. U nas np. blokują każdy możliwy wolny dostęp do słynnej, kieleckiej Kadzielni. Coraz ciężej jest się wybrać tam na spacer. Generalnie coraz mniej masz przestrzeni do wypoczynku i wolnego poruszania się po terenie. Podejrzewam, że takich właśnie skutków należy się spodziewać, nie wspominając o podatkach za runo leśne, które jak na razie jest jeszcze nieopodatkowane. Do czasu. Później raczej nie liczyłabym na legalny wypad na jeżyny, grzyby, czy jagody.

      Lol. 550 000 pln to mało?! Dziewczyno, dla porównania powiem Ci, że nasze aktualne mieszkanie, wcale nie najgorsze i w centrum, jest warte nie więcej, niż 200 000 pln. Za 550 000 kupisz przyzwoity dom. Właściwie za tę cenę jesteś już w stanie nabyć dwa porządne mieszkania w Kielcach i jeszcze zostaną Ci zaskórniaki na niewielki remont. Także ten...
      Ah, tajemniczy pan upominający się o prawo własności do pięknych domów oraz mieszkań, w miejscu których jeszcze nie tak dawno temu stał najwyżej wychodek i stara pompa od wody, to standard. Trzeba mieć żyłkę do interesów, jak to mawiają c:

      Usuń
    14. Jestem w połowie ukrainką, jednak urodziłam i wychowałam się w Polsce dlatego mam nadzieję, że się nie zaliczam : D

      Skoro nawet Kadzielnie zamykają tylko czekać, aż ogrodzą chodniki... Serio, otwarte do godziny 21, a potem lataj nad.
      Wiem, pierdolę od rzeczy, ale brak mi słów na tę nowinę. To już nawet przykre nie jest. Powolo zaczynamy żyć w rezerwatach. Wyobraźnia pokazuje scenę przedstawiającą ogrodzone osiedle ludzi biednych u którego bram stoi przewodnik grupy bogaczy: a tu widzimy przedstawiciela klasy ubogiej. Zdjęcie 5zł, prosimy nie dokarmiać osobników.
      Wiem. Poniosło mnie.

      Oczywiście doskonale wiem, że 550 000 jest majątkiem. Chciałam napisać, że w porównaniu do Kamienic w stolicy nie jest to wielka kwota. Za taką kwotę porządnego domu nie wybudujesz kochana. Sama budowa mojego domu (wraz ze stolarką okienną, podłogami) to koszt dwóch i pół lekko licząc, a należy pamiętać jeszcze o kosztach za plany i działkę. Bańkę wyniósł sam remont całej posesji.

      Chcesz mi powiedzieć, że dziadzio mnie wychujał? =C

      Usuń
    15. To jest inna sytuacja. Mówiłam raczej o przyjezdnych uchodźcach, przez wzgląd m.in. na ostatnie wydarzenia polityczne.

      Widzisz, w życiu i w polityce przeważnie jest tak, że im więcej chcesz zagarnąć, tym mniej Ci zostaje. Im więcej kasiory trzepie się na prywatyzacji terenów publicznych, tym mniej jest parków, lasów, rezerwatów. Prosty rachunek. Za ogrodzenia niestety się płaci wysoką cenę. Nie zdziwiłoby mnie to, gdyby "właściciel lasu" w pewnym momencie zaczął żądać od wiejskich babeczek daniny za jagody i grzyby. Jakkolwiek absurdalnie to nie brzmi.

      Domu nie wybudujesz od fundamentów, ale kupić - to już inna sprawa c: Sama zobacz, wszystko Kielce i okolice:
      http://olx.pl/oferta/mega-okazja-dom-CID3-ID6wnNp.html#a14b447c89;promoted
      http://olx.pl/oferta/piekny-dom-na-sprzedaz-w-gm-strawczyn-CID3-ID2Nk9w.html#a14b447c89
      http://olx.pl/oferta/sprzedam-dom-z-dzialka-os-podkarczowka-kielce-CID3-ID6sVnh.html#a14b447c89
      I jeszcze wszystko do negocjacji, więc podejrzewam, że dałoby się ugrać jeszcze parę tysięcy.
      Zdaję sobie sprawę, że budowa domu to wydatek wielokrotnie większy i wymagający ogromnego nakładu.

      Nie. Chcę powiedzieć, że przynajmniej w Kielcach bardzo popularne jest zjawisko "odnajdującego się po latach właściciela posesji". Taki człowiek bierze się z przysłowiowej dupy, idzie do aktualnego właściciela lokum i wykupuje je po najniższej wartości bez względu na to, jakiego nakładu finansowego wymagały wszelkie renowacje, remonty, itd. Dlaczego? "Bo mu się należy, bo to było kiedyś jego rodziny".

      Usuń
    16. Ulżyło mi : D

      Absurdem jest samo ogrodzenie lasów, czy nie daj Boże i polan, a wspomniana przez Ciebie sytuacja jest dla mnie zabawnym efektem domina, który jakby się w to nie zagłębić ma rację bytu.
      Choć znowu- wcale mnie nie bawi.
      Najgorsza jest ta bezradność spowodowana poczuciem bezradności innych osób. Ich sposób myślenia, iż petycje nic nie dadzą sprawia, że podpisów jest tysiące mniej niż mogłoby się znajdować. U nas w mieście ciągle stawiają nikomu niepotrzebne, kolejne markety w których znajduje się to samo i o identycznych cenach co w pozostałych Biedronkach i Kerfurach. Krzyczą głośno o zaletach zmniejszenia bezrobocia w mieście, choć tak naprawdę chodzi o kasę za wynajem terenu, gdyż zatrudnieni w większości pochodzą z okolicznych wsi. Niszczą przy tym budynki, które mogłyby posłużyć za mieszkania socjalne, bądź przy niewielkim nakładzie funduszy i pracy powstałyby piękne mieszkania w przystępnych cenach. Gdzie tam. Wolą wybudować ultrapro nowoczesny blok z przeszklonymi windami i klatkami schodowymi tylko po to, aby stało i ładnie wyglądało, bo stawki za sam wynajem są abstrakcyjne i zupełnie nieadekwatne do jakości kwater.

      Ty napisałaś o kupnie, ja zaczęłam pierdolić o kosztach budowy- przepraszam : D
      Choć w większości to raczej domki, niż domy nie powiem, bo prezentują się całkiem, całkiem.

      Zanim ktokolwiek przyjdzie walczyć o domniemane swe posiadłości jest zobowiązany do okazania realnego dowodu na bycie właścicielem. A przecież, jeśli mieszkanie tudzież cały budynek należał do rodziny istnieje spore prawdopodobieństwo wielu spadkobierców.
      Sama teoretycznie posiadam kamienice na której ni jak na ten moment nie mogę łapy położyć, gdyż wywołałabym wojnę rodzinną i jednocześnie zbankrutowała na najlepszych prawnikach.

      Usuń
    17. Petycje akurat nic nie dają. Przeciw prywatyzacji lasów zgromadzono podpisy wymaganej większości. Olali to. Ludziom trzeba zrozumieć, że demokracja jest jedną wielką ściemą, lukrowanym gównem, które każdy chętnie zje, dopóki nie poczuje smrodu. Tak to działa. Głos większości ma jakiekolwiek znaczenie dopiero wtedy, kiedy władzy jest z nim po drodze. A tutaj nie było. Nie tylko lasy polskie, ale też inne polskie dobra wyprzedaje się innym. Jedyny polski bank (Polbank mam na myśli) poszedł do Niemców. Polska nie ma własnych pieniędzy, dlatego robi za wasala nacji, które je mają. Trochę na okrętkę, ale właśnie skutkiem takiego podejścia jest nie tylko prywatyzacja lasów, o której słusznie mówi się jak o kolejnym rozbiorze Polski, ale też ograniczanie dostępu do kąpielisk, zalewów, czy punktów widokowych (żeby popatrzeć sobie na Morskie Oko, musisz kupić bilet). Nie wspominając o podatkach "za powietrze", ładnie nazwanych "opłatami klimatycznymi". To wszystko już działa, stąd - choć nie jestem czarnowidzem - moje prognozy na przyszłość.

      A tak a propos mieszkań i domów. Tam, gdzie żyją jeszcze rdzenni Indianie, facet może iść z siekierą, narąbać drewna i postawić dla swojej rodziny dom na "ziemi niczyjej". Nie potrzebuje zgody na zasadzenie krzaka na podwórku.
      Osobiście nie widzę różnicy między "domem" i "domkiem"; widziałabym, gdybyś powiedziała "domek" i "willa z basenem" :D

      Jasne, jasne. Realne dowody bardzo łatwo sobie stworzyć przy posiadaniu odpowiednich znajomości c: Jak się wystarczająco postarasz, to możesz nawet nazywać się Anna Grodzka, zamiast Krzysztof Bęgowski c:
      Także ja nie wierzę w taką "prawowitość". Czasy wojenne zmieniają wszystko, także wywracają prawo do góry nogami. Tam, gdzie jeszcze dwa, może trzy pokolenia temu ludzie chodzili srać, dzisiaj stoją biurowce. Myślisz, że inteligent z klasy wyższej rozliczałby się z potomkami prostych chłopów wiejskich lub nawet z ludźmi zwyczajnie uboższymi?
      Niestety sama byłam świadkiem takiej sytuacji i zaprawdę powiadam, że współczesna sprawiedliwość stoi po stronie pieniądza, a nie racji.

      Usuń
    18. Czyli dlaczego nie głosuję :')
      Kiedyś ludzie się wkurwią, choć patrząc po frekwencji w głosowaniu- już mają dość. Głosów było tak "wiele", że serwery padły =>.
      A wszystko o czym piszesz odbywa się za kotarą Madzi, bądź bachora z długopisem w płucach. Problem tkwi w nastawieniu populacji do mediów społecznościowych: ,,skoro tak mówili w telewizorze, to jest to świętą racją, a internety kłamią" i im podobne epitety. A, jak wiadomo w telewizorze nie mówią o rzeczach ważnych, więc ludzie nie wiedzą, więc dzieje się, jak się dzieje. Ale to osobny temat odnośnie manipulacji medialnej. Oprócz tego nie mam w zasadzie nic do dodania w temacie. Oczywiście przyznaję Ci rację i możemy dalej wymieniać się informacjami o których wiemy, jednak nic to nie zmieni.
      Nic dopóki człowiek nie odczuje na swojej skórze skutków swojej ślepoty.
      Ale wtedy będzie za późno.

      Domki:
      http://olx.pl/oferta/dom-z-dzialka-na-sprzedaz-CID3-ID3gSO3.html
      http://olx.pl/oferta/dom-na-sprzedaz-158m2-piekoszow-podzamcze-CID3-ID7knGw.html
      http://olx.pl/oferta/do-sprzedazy-dom-w-podzamczu-CID3-ID7pR0Z.html
      http://uarchitektow.pl/static/Z500/Zx34/small/http%3A%2F%2Fz500.pl%2Fthumb.php%3Fsrc%3Dres%2Fwizualizacje%2FZx34%2FZx34_view1.jpg%26size%3D1280%26nologo

      Domy:
      http://img.projektoskop.pl/silka_i_ytong_vademecum_2_bobrowiec_03.jpg
      http://www.extraprojekt.pl/admin/item_img/500x500_dom2-112802.jpg
      http://bi.gazeta.pl/im/d4/8c/b7/z12029140Q,Przebudowa-domu-kostki.jpg
      http://www.nieruchomosci.2222.pl/zd/248387_1.jpg
      http://www.sarp-bialystok.org/img/show.php?id=1723

      "Moja" kamienica przez wzgląd na cztery mieszkania służy obecnie za socjalkę. W mojej intencji nie leży wypieprzenie nie ulicę tych ludzi i przeprowadzenie się, bo mieszkać gdzie mam, lecz remont, gdyż budynek znajduję się w opłakanym stanie niemal zapadając się sam pod sobą i miasto nic z tym nie raczy zrobić. Nawet jeśli reszta rodziny z początku machnie ręką obawiam się wojowania właśnie na zasadzie, którą opisywałaś: kiedy już włożę ten milion, czy dwa w remont, kamienica zacznie lśnić jak nowa, reszcie piana w z pyska wyleci i zacznie się wojna.
      I kolejne pieniądze na prawników bez jakiejkolwiek gwarancji wygranej.

      Usuń
    19. W pełni się z Tobą zgadzam, temat zamknięty :'D

      Zabij mnie, moja droga, ale za chuja pana nie widzę różnicy pomiędzy "Domem" a "Domkiem" w oparciu o foty, które załączyłaś c:

      Rozumiem. Jednakże, jeżeli posiadasz wszystkie akty notarialne, księgi wieczyste i to, co składa się na prawo własności, to rodzina nie ma nawet opcji, by z Tobą wojować. No chyba, że prawem dziedziczenia tudzież darowizny kwestia własności kamienicy jest sprawą sporną. Wówczas prędzej czy później dojdzie do rozprawy sądowej. Dopóki jest to niejasne, to rzeczywiście lepiej jest się wstrzymać z jakąkolwiek renowacją.

      Usuń
    20. Domkami nazywam posesje parterowe, malutkie: dwa, trzy pokoiki, łazienka, kuchnia. Domami natomiast definiuje piętrowe molochy, od pięciu pokoi wzwyż, dwie kuchnie, dwie łazienki i tak dalej. Postanowiłam to wyjaśnić ponieważ rzwczywiście ze zdjęć trudno wywnioskować cokolwiek. Domkiem jest dla mnie po prostu mały dom, dom miniaturka = D.

      Odnośnie kamienicy sytuacja papierkowa jest zryta, jak lato z radiem. Kamienica należała do pradziadka, a obecnie do kilku osób z rodziny, którzy z miłą chęcią rzucą się na odremontowane mieszkania pomimo swojego bogactwa, nie dbając o dobro rodzin obecnie tam zamieszkujących i srając na to, że wylądują oni na bruku. Gdyby budynek należał się tylko mnie sytuacja już dawno by została wyjaśniona. Widzisz, to jest niestety ten brzydki gen byłej arystokracji co gówno spod własnej dupy wyżre byle tylko nikomu nie dać.

      Usuń
    21. A więc już rozumiem c:

      To rzeczywiście chujna sytuacja, bo w takim razie przysługuje wam wspólne prawo własnościowe. Czyli musielibyście się dogadywać między sobą i podzielić pojedynczymi mieszkaniami wewnątrz budynku. Takie sytuacje są rzeczywiście ciężkie, ale to jest tak, że prawo spadku najbardziej stoi po stronie osób wywodzących się z bezpośrednio najbliższej rodziny (wyjątkiem są notarialne akty darowizn).
      Na Twoim miejscu skorzystałabym mimo wszystko z porady prawnika i zapytała się o możliwe rozwiązania.

      Usuń
    22. Oczywiście, że bez dobrego prawnika ani rusz. Wciąż myślę nad tą sprawą, niemniej nim zacznę walczyć o dobra materialne chcę zawalczyć o dobra duchowe. Własne. Jeśli miałabym wyjść ze sprawy cało.

      Usuń
  2. Tym tekstem ujęłaś wszystkie moje bolączki, dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  3. Po przeczytaniu tego wpisu dochodzę do wniosku, że jestem beznadziejna...

    OdpowiedzUsuń
  4. Sam, dzięki! Super, że ciągle piszesz. Pogłębiasz moją wiedzę i ją porządkujesz. Czasem sobie wspominam nasze rozmowy(często do późnych godzin) i inne cudne smaczki, mimo urwanego kontaktu. Życzę Ci jak najlepiej, rozwijaj się i nie zapominaj dbać o siebie! Pozdrawiam, C.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za ciepłe słowa, sama miło wspominam wszystkie swoje urwane - z takich, czy z innych względów- znajomości.
      Trzymaj się ciepło i również dbaj o siebie!

      Usuń
  5. Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...