Jestem
głęboko przekonana, że człowiek posiada dar czynienia życia
piękniejszym, bardziej znośnym i przyjaźniejszym; jednym słowem -
lepszym. Tą samą moc wykorzystuje również do tego, by obrzydzać
je sobie i innym.
W
ostatecznym rozrachunku nie opłaca się być współczesnym zbawcą
świata. W pierwszej kolejności wypadałoby chyba naprawić siebie,
a wierz mi, tutaj zawsze jest co naprawiać. Najlepiej wiedzą o tym
ci do bólu wychędożeni przez własny pseudo-altruizm. Miłosierni
Samarytanie XXI wieku, którzy przynajmniej raz uwierzyli w to, że
kieruje nimi coś, co brzmi doniośle, ale w rzeczywistości nawet
nie istnieje.
Nie
kupuję takich rewelacji, że w dobrych i wspaniałomyślnych czynach w
ogóle nie ma udziału jakakolwiek samolubna myśl, uczucie, czy
perspektywa zysku. Jeżeli jest inaczej, to wówczas akt
bezinteresowności dokonuje się wyłącznie na poziomie nieświadomym
i nie zabarwiony poczuciem ego. Czyli pomagam komuś nie wiedząc
nawet, że to czynię.
W
normalnych okolicznościach to, co potocznie nazywa się altruizmem
przybiera którąś z tych postaci:
- Motywem jest satysfakcja i przyjemność z udzielenia komuś
wsparcia, opieki, bądź obdarowania kogoś czymś. Lubię
jak ludzie, na których
mi zależy czują się dobrze w moim towarzystwie i
sama też lubię czuć się dobrze w ich towarzystwie. Lubię
myśleć o sobie, że jestem w stanie podnieść czyjś poziom
szczęścia. Lubię obdarowywać nie oczekując rewanżu. Lubię
poczuć się fajnie pomagając komuś doraźnie – wspierając
ubogiego drobną kwotą, dokarmiając dziko żyjącego kota,
częstując przypadkową osobę papierosem. Przecież niczego w
zamian nie oczekuję. Już dostałam. Podbudowałam siebie
tym, że postąpiłam właściwie z etycznego punktu widzenia. Miał
rację ten, kto powiedział, iż więcej radości płynie z dawania,
niż z otrzymywania. Z tymże jakby nie było, podmiotem takiej
"transakcji" ciągle jestem JA.
- Robię coś dla kogoś tylko po to, by nie sprawić sobie i/lub komuś
przykrości. Mogę też postąpić w tym celu wbrew sobie. Poświęcam
się w myśl czegoś, acz nie mam na to ochoty. Samo spełnienie
dobrego uczynku wzbudza we mnie negatywne emocje.
Dla
przykładu: dzwoni telefon. W słuchawce odzywa się głos
upierdliwej, acz prostodusznej koleżanki. Chwilami irytuje mnie jej
zbyt ekspresywny charakter i przesadne przeżywanie wszystkiego. Chce
się spotkać i wyżalić. Oczami wyobraźni już widzę siebie
siorbiącą piwo i wysłuchującą niekończącego się
pierdolamento.
Co
jej odpowiadam?
- Ok.
To kiedy chcesz się spotkać?
Zgadzam
się niechętnie nie dlatego, że trudno jest mi odmówić, lecz
dlatego, że cenię naszą wieloletnią znajomość i miałabym
zły nastrój ,
gdybym dziewczynę spławiła. Przedkładam jej potrzebę nad własny
komfort psychiczny, by wywiązać się z roli dobrej koleżanki.
Jedno uciążliwe spotkanie nie sprawi, że korona spadnie mi z
głowy.
Rzucenie
takiego światła na temat bezinteresowności może nasunąć
wniosek, że czegokolwiek nie zrobisz, to i tak w efekcie końcowym
wyjdziesz na egoistę kierującego się wyłącznie własnym
interesem. Ja natomiast sądzę, że okazywanie życzliwości jest
interesem wspólnym.
Chcę
przez to zaznaczyć, że nie podważam heroizmu i oddania sprawie
żołnierzy ginących na froncie wschodnim, ani szczerości intencji
w karmieniu głodujących Etiopczykom. Dostrzegam szlachetność
akcji charytatywnych i odzyskuję wiarę w ludzi widząc, iż wśród
nich znajdują się tacy, którzy otaczają swą opieką potrzebujące
zwierzęta, chociaż wcale nie muszą tego robić.
To
coś zajebistego móc spotkać kogoś takiego na swojej drodze.
Co
wobec tego pobudza twojego bliźniego do robienia za emocjonalny
tampon, kiedy akurat potrzebujesz poużalać się nad sobą? Po kiego
ludzie wysyłają te głupie smsy o treści "POMAGAM"
łapiąc się na marketingową litość wzbudzaną przez pokazywanie
paskudnych, ułomnych dzieci? (swoją drogą, kiedy ostatnio
widziałeś podobną reklamę z udziałem dorosłego?) Skąd bierze
się narodowa mobilizacja w dostarczaniu Ukrainie wsparcia? Dlaczego
przygarnęłam bezdomnego psa?
Ktoś
powie, że to jest litość. A może jakaś wyższa sprawiedliwość?
Inny postawi na miłość, czy też empatię, albo może nawet
stwierdzi, że to Bóg powołuje człowieka do prawości.
Dla
mnie odpowiedź jest prostsza: chyba nikt nie chciałby żyć w
społeczeństwie emocjonalnie upośledzonych socjopatów.
Taka
pozorna bezinteresowność, z której nie wynosi się dla siebie
żadnej bezpośredniej korzyści, jest w istocie piękną inwestycją
w lepszy świat. Dorzuceniem swoich pięciu groszy na globalną
lokatę ludzi pragnących otaczać się osobami wrażliwymi na ich
potrzeby. Z tego powodu sami nie pozostajemy obojętni i pomagamy
mając ukrytą w sercu nadzieję, że czynienie dobra jest zaraźliwe
i że prędzej czy później ta dobroć do nas wróci. Toż to
interes życia! Nawet jeśli dzisiaj nikt już nie będzie opiewać
wspaniałomyślnych czynów poezją epicką, ani stawiać ludziom
pomników innych, niż JPII i równie okazałych, co Jezus w
Świebodzinie, to wciąż opłaca się je popełniać.
Pomyśl
o zwykłych sytuacjach pisanych przez prozę życia.
Osobiście
zbieram wszystkie bilety, jakie dostałam wchodząc do autobusu od
wychodzących pasażerów. Mały gest uprzejmości, na który
zdobywają się niektórzy, w tym ja. Mam takich biletów ok. 15-stu.
Niby nic, ale czterech dyszek nawet bogaci nie wyrzucają do
śmietnika.
Jakiś
czas temu wracałam po zabiegu z onkologii, czułam się paskudnie.
Obok usiadła starsza kobieta i widząc mnie zdychającą na krześle
dała mi cukierek "na pocieszenie". Pierdoła, która
sprawiła, że uznałam nerwowy dzień spędzony na grzaniu siedzenia
w poczekalni za udany.
"Cieszę
się, że mogłem cię poznać" usłyszane niespodziewanie z ust
znajomego.
Każde
szczere "dziękuję", które nic nie kosztuje bywa niekiedy
bardziej terapeutyczne, niż miesiąc spędzony na leżance u
psychiatry.
Oto
najlepszy biznes życia. Naucz się okazywać serce nawet wtedy, gdy
otaczają cię same mendy.
Będzie o jedną mniej.
Będzie o jedną mniej.
Cóż, jak sama wiesz osobiście kurwica mnie trzaska kiedy słyszę słowo "bezinteresowność" bo wychodzę z założenia, że nie ma czegoś takiego jak bezinteresowność. W czym wywnioskować mogłem po treści wpisu - się zgadzamy.
OdpowiedzUsuńNie rozumiem jednak jednej poruszonej przez Ciebie myśli - pomóc komuś nie wiedząc o tym, że się pomaga? Wydaje mi się, że zabieg pomocy bliźniemu jest zawsze świadomy, a więc zawsze interesowny. Jeżeli coś pozytywnego kogoś spotka poprzez nasze działanie jako efekt uboczny naszej pracy niezależnie od nas i nieświadomie dla nas - nie wydaje mi się by podpadało to już pod kategorię pomocy samej w sobie.
Tak to notka bardzo przypadła mi do gustu, zwłaszcza podsumowanie. Czekam, aż sama okażesz mi serce kiedy znowu się spotkamy i będę mógł wziąć Cię w ramiona, a Ty dla odmiany nie zbluzgasz mnie i nie wyrwiesz się z mych objęć. Marzenia, marzenia < 3
A więc należy być "bezinteresownie" uprzejmym ogólnie, bo być może ta uprzejmość do Ciebie wróci?
OdpowiedzUsuńMoże nie tak bezinteresownie, bo uprzejmość jest opłacalna ogólnie. Nie od dzisiaj wiadomo, że ludzie pozytywnie nastawieni do innych zyskują więcej w każdej dziedzinie życia.
UsuńWprost kocham Twoje notki i wypowiedzi! Jesteś mądrą osobą i budzisz mój szacunek!
OdpowiedzUsuńDobrze prawisz, siostro. c: /J.
OdpowiedzUsuńWreszcie ktoś, kto rozumie moją definicję bezinteresowności. Dziękuję ♥
OdpowiedzUsuńOj tak, szkoda tylko, że w dzisiejszych czasach tak mało osób jest bezinteresownych ;/
OdpowiedzUsuńW dzisiejszych czasach bezinteresowność nie ma miejsca. Wszyscy układają swój biznes , poczynając od biznes planu, a kończąc na organizacji pracy w zakładzie. Każdy drugiego by zniszczył, aby tylko dojść do sukcesu ;)
OdpowiedzUsuń