sobota, 18 października 2014

Bezinteresowność - najlepszy biznes na świecie


Jestem głęboko przekonana, że człowiek posiada dar czynienia życia piękniejszym, bardziej znośnym i przyjaźniejszym; jednym słowem - lepszym. Tą samą moc wykorzystuje również do tego, by obrzydzać je sobie i innym. 

W takim systemie rzeczy dawno, dawno temu wykiełkowała koncepcja o bezinteresowności. Określenie "bezinteresowność" oznacza ofiarne działanie na cudzą korzyść, bez jednoczesnego oczekiwania czegoś w zamian.

W ostatecznym rozrachunku nie opłaca się być współczesnym zbawcą świata. W pierwszej kolejności wypadałoby chyba naprawić siebie, a wierz mi, tutaj zawsze jest co naprawiać. Najlepiej wiedzą o tym ci do bólu wychędożeni przez własny pseudo-altruizm. Miłosierni Samarytanie XXI wieku, którzy przynajmniej raz uwierzyli w to, że kieruje nimi coś, co brzmi doniośle, ale w rzeczywistości nawet nie istnieje.

Nie kupuję takich rewelacji, że w dobrych i wspaniałomyślnych czynach w ogóle nie ma udziału jakakolwiek samolubna myśl, uczucie, czy perspektywa zysku. Jeżeli jest inaczej, to wówczas akt bezinteresowności dokonuje się wyłącznie na poziomie nieświadomym i nie zabarwiony poczuciem ego. Czyli pomagam komuś nie wiedząc nawet, że to czynię.
W normalnych okolicznościach to, co potocznie nazywa się altruizmem przybiera którąś z tych postaci:

- Motywem jest satysfakcja i przyjemność z udzielenia komuś wsparcia, opieki, bądź obdarowania kogoś czymś. Lubię jak ludzie, na których mi zależy czują się dobrze w moim towarzystwie i sama też lubię czuć się dobrze w ich towarzystwie. Lubię myśleć o sobie, że jestem w stanie podnieść czyjś poziom szczęścia. Lubię obdarowywać nie oczekując rewanżu. Lubię poczuć się fajnie pomagając komuś doraźnie – wspierając ubogiego drobną kwotą, dokarmiając dziko żyjącego kota, częstując przypadkową osobę papierosem. Przecież niczego w zamian nie oczekuję. Już dostałam. Podbudowałam siebie tym, że postąpiłam właściwie z etycznego punktu widzenia. Miał rację ten, kto powiedział, iż więcej radości płynie z dawania, niż z otrzymywania. Z tymże jakby nie było, podmiotem takiej "transakcji" ciągle jestem JA.

- Robię coś dla kogoś tylko po to, by nie sprawić sobie i/lub komuś przykrości. Mogę też postąpić w tym celu wbrew sobie. Poświęcam się w myśl czegoś, acz nie mam na to ochoty. Samo spełnienie dobrego uczynku wzbudza we mnie negatywne emocje.
Dla przykładu: dzwoni telefon. W słuchawce odzywa się głos upierdliwej, acz prostodusznej koleżanki. Chwilami irytuje mnie jej zbyt ekspresywny charakter i przesadne przeżywanie wszystkiego. Chce się spotkać i wyżalić. Oczami wyobraźni już widzę siebie siorbiącą piwo i wysłuchującą niekończącego się pierdolamento.
Co jej odpowiadam?
- Ok. To kiedy chcesz się spotkać?

Zgadzam się niechętnie nie dlatego, że trudno jest mi odmówić, lecz dlatego, że cenię naszą wieloletnią znajomość i miałabym zły nastrój , gdybym dziewczynę spławiła. Przedkładam jej potrzebę nad własny komfort psychiczny, by wywiązać się z roli dobrej koleżanki. Jedno uciążliwe spotkanie nie sprawi, że korona spadnie mi z głowy.

Rzucenie takiego światła na temat bezinteresowności może nasunąć wniosek, że czegokolwiek nie zrobisz, to i tak w efekcie końcowym wyjdziesz na egoistę kierującego się wyłącznie własnym interesem. Ja natomiast sądzę, że okazywanie życzliwości jest interesem wspólnym.

Chcę przez to zaznaczyć, że nie podważam heroizmu i oddania sprawie żołnierzy ginących na froncie wschodnim, ani szczerości intencji w karmieniu głodujących Etiopczykom. Dostrzegam szlachetność akcji charytatywnych i odzyskuję wiarę w ludzi widząc, iż wśród nich znajdują się tacy, którzy otaczają swą opieką potrzebujące zwierzęta, chociaż wcale nie muszą tego robić.
To coś zajebistego móc spotkać kogoś takiego na swojej drodze.
Co wobec tego pobudza twojego bliźniego do robienia za emocjonalny tampon, kiedy akurat potrzebujesz poużalać się nad sobą? Po kiego ludzie wysyłają te głupie smsy o treści "POMAGAM" łapiąc się na marketingową litość wzbudzaną przez pokazywanie paskudnych, ułomnych dzieci? (swoją drogą, kiedy ostatnio widziałeś podobną reklamę z udziałem dorosłego?) Skąd bierze się narodowa mobilizacja w dostarczaniu Ukrainie wsparcia? Dlaczego przygarnęłam bezdomnego psa?
Ktoś powie, że to jest litość. A może jakaś wyższa sprawiedliwość? Inny postawi na miłość, czy też empatię, albo może nawet stwierdzi, że to Bóg powołuje człowieka do prawości.
Dla mnie odpowiedź jest prostsza: chyba nikt nie chciałby żyć w społeczeństwie emocjonalnie upośledzonych socjopatów
  
Taka pozorna bezinteresowność, z której nie wynosi się dla siebie żadnej bezpośredniej korzyści, jest w istocie piękną inwestycją w lepszy świat. Dorzuceniem swoich pięciu groszy na globalną lokatę ludzi pragnących otaczać się osobami wrażliwymi na ich potrzeby. Z tego powodu sami nie pozostajemy obojętni i pomagamy mając ukrytą w sercu nadzieję, że czynienie dobra jest zaraźliwe i że prędzej czy później ta dobroć do nas wróci. Toż to interes życia! Nawet jeśli dzisiaj nikt już nie będzie opiewać wspaniałomyślnych czynów poezją epicką, ani stawiać ludziom pomników innych, niż JPII i równie okazałych, co Jezus w Świebodzinie, to wciąż opłaca się je popełniać.

Pomyśl o zwykłych sytuacjach pisanych przez prozę życia.
Osobiście zbieram wszystkie bilety, jakie dostałam wchodząc do autobusu od wychodzących pasażerów. Mały gest uprzejmości, na który zdobywają się niektórzy, w tym ja. Mam takich biletów ok. 15-stu. Niby nic, ale czterech dyszek nawet bogaci nie wyrzucają do śmietnika.
Jakiś czas temu wracałam po zabiegu z onkologii, czułam się paskudnie. Obok usiadła starsza kobieta i widząc mnie zdychającą na krześle dała mi cukierek "na pocieszenie". Pierdoła, która sprawiła, że uznałam nerwowy dzień spędzony na grzaniu siedzenia w poczekalni za udany.
"Cieszę się, że mogłem cię poznać" usłyszane niespodziewanie z ust znajomego.
Każde szczere "dziękuję", które nic nie kosztuje bywa niekiedy bardziej terapeutyczne, niż miesiąc spędzony na leżance u psychiatry.

Oto najlepszy biznes życia. Naucz się okazywać serce nawet wtedy, gdy otaczają cię same mendy. 
Będzie o jedną mniej.

8 komentarzy:

  1. Cóż, jak sama wiesz osobiście kurwica mnie trzaska kiedy słyszę słowo "bezinteresowność" bo wychodzę z założenia, że nie ma czegoś takiego jak bezinteresowność. W czym wywnioskować mogłem po treści wpisu - się zgadzamy.
    Nie rozumiem jednak jednej poruszonej przez Ciebie myśli - pomóc komuś nie wiedząc o tym, że się pomaga? Wydaje mi się, że zabieg pomocy bliźniemu jest zawsze świadomy, a więc zawsze interesowny. Jeżeli coś pozytywnego kogoś spotka poprzez nasze działanie jako efekt uboczny naszej pracy niezależnie od nas i nieświadomie dla nas - nie wydaje mi się by podpadało to już pod kategorię pomocy samej w sobie.
    Tak to notka bardzo przypadła mi do gustu, zwłaszcza podsumowanie. Czekam, aż sama okażesz mi serce kiedy znowu się spotkamy i będę mógł wziąć Cię w ramiona, a Ty dla odmiany nie zbluzgasz mnie i nie wyrwiesz się z mych objęć. Marzenia, marzenia < 3

    OdpowiedzUsuń
  2. A więc należy być "bezinteresownie" uprzejmym ogólnie, bo być może ta uprzejmość do Ciebie wróci?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może nie tak bezinteresownie, bo uprzejmość jest opłacalna ogólnie. Nie od dzisiaj wiadomo, że ludzie pozytywnie nastawieni do innych zyskują więcej w każdej dziedzinie życia.

      Usuń
  3. Wprost kocham Twoje notki i wypowiedzi! Jesteś mądrą osobą i budzisz mój szacunek!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobrze prawisz, siostro. c: /J.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wreszcie ktoś, kto rozumie moją definicję bezinteresowności. Dziękuję ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj tak, szkoda tylko, że w dzisiejszych czasach tak mało osób jest bezinteresownych ;/

    OdpowiedzUsuń
  7. W dzisiejszych czasach bezinteresowność nie ma miejsca. Wszyscy układają swój biznes , poczynając od biznes planu, a kończąc na organizacji pracy w zakładzie. Każdy drugiego by zniszczył, aby tylko dojść do sukcesu ;)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...