wtorek, 2 grudnia 2014

10 typów ludzi, których nie toleruję


Akceptuję wszystkich, ale bardzo niewielu jestem w stanie znosić. 
Znaczy to tyle, że szanuję prawo każdego człowieka do bycia tym, kim jest i kim chce być, ale jeśli znajduje się on w poniższej dziesiątce, to nie chcę mieć z nim nic wspólnego.

1. Współcześni mesjasze
Tyłki im rozsadza od wewnętrznej potrzeby reformowania świata. Owi zbawcy człowieczego rodu wiedzą lepiej niż ty, co jest dla ciebie dobre uważając cię za nieuświadomionego i błądzącego w mrokach ignorancji. Bo co ty kurwa możesz wiedzieć o życiu. "Powinnaś", "tak należy", "tak trzeba", "tak wypada" odtwarzają jak zacinająca się płyta, a jeśli do tego zestawu dochodzi jeszcze magiczne "musisz", to tak jakby wcisnęli przycisk "off" na mojej uprzejmości. Tego typu wypowiedzi przysługiwały wyłącznie moim rodzicom i zawsze zaczynały się od klasycznego "dopóki mieszkasz w tym domu...", ale było to kilka dobrych lat temu. Jestem już kawałek za swoją szaloną osiemnastką, nie mieszkam w tamtym domu i, co dziwne, uchował mi się jeszcze przy tym własny rozumek. 
Naprawdę nie potrzebuję być uszczęśliwianą, nie potrzebuję pouczających rad do spółki z cudzym błogosławieństwem, a jeśli kiedyś będę potrzebować, to z pewnością sama się zgłoszę.

2. Mitomani i plociuchy
Osobiste sprawozdania dotyczące innych ludzi, przekazywane drogą ustną (czy nawet pisemną) zazwyczaj urastają do rangi lokalnych legend. Z mitomanami nie ma problemu dopóki opowiadają przy kielichu o tym, jak są zdolni sami rozłożyć na łopatki pięciu chłopa i jak to wspinali się na Annapurnę, podczas gdy w rzeczywistości pomylili Himalaje z Psią Górką. Realny kłopot pojawia się dopiero wtedy, kiedy zaczynają imaginować o tobie we wspólnym towarzystwie. Jeśli są wystarczająco wiarygodni (a bywają z racji tego, że przeważnie sami wierzą w swoje historie) to twoja dobra reputacja może być narażona na szwank. A tą bardzo łatwo podkopać i bardzo trudno odbudować. 
Wprawdzie można olać sprawę, jeśli nie rzutuje na jakość dotychczasowego życia, ale uciążliwa plotka na twój temat to trochę tak, jak gdyby ktoś nasrał ci na wycieraczkę i spierdolił, a ty musiałbyś posprzątać.

3. Dziady
Cenię oszczędność, bo w pewnym stopniu cecha ta wykazuje siłę charakteru i umiejętność przekładania wartości pieniądza na potrzeby materialne oraz poziom bytu. 
Dziad niekoniecznie musi być żulem wołającym za tobą "dobrodzieju, daj dwa złote na piwo". W zasadzie wręcz przeciwnie. Za dziadowanie uważam maniakalne chomikowanie pieniędzy chyba tylko po to, żeby zabrać je ze sobą do grobu (po wyciśnięciu radosnej starości w towarzystwie opiekunki socjalnej zmieniającej z ukrywanym obrzydzeniem obsikane pampersy). 
Znam gościa, który jeździ trzema samochodami i prowadzi dobrze prosperujący biznes, a oszczędza na lekarstwach i ubraniach dla własnego dziecka.
Dziad jest typem Scrooge'a z opowieści Dickensa. Na ogół majętnym człowiekiem, którego nikt nie lubi, ale wszyscy tolerują przez wzgląd na posiadany hajs. Jeśli pożyczysz od niego pięć dych, to już następnego dnia spodziewaj się telefonu z zapytaniem kiedy oddasz, bo mu pilnie potrzebne.

4. Roszczeniowcy
Masz prawo wymagać równowartości tego, co sam dajesz. Dotyczy to niemal każdej dziedziny współistnienia z drugim człowiekiem, choć na praktykę przekłada się różnie. Nic jednak tak nie gra na nerwach, jak roszczeniowcy wychodzący z założenia, że poza solidnym kopem w dupę coś im się jeszcze odgórnie należy. Dlaczego? Bo tak
Bazarowym przekupom należą się czekające na nie i ich siatki wolne siedzenia w autobusie, a jeśli są zajęte, to masz moralny obowiązek ustąpić, bo one mają rezerwację. Pedofilowi-sadyście należy się wikt i opierunek w pierdlu jak psu buda na identycznych zasadach, co podatnikowi, który oszukał państwo na pięć groszy, bo się pierdolnął przy wypełnianiu PITu. A bezrobotnemu królewiczowi w przepoconej bokserce należy się zasiłek z urzędu za pierdzenie w kanapę i drapanie się w okolicach krocza. Wszystko to w zamian za łaskę, jaką wyrządzają światu zaszczycając go swoją obecnością.

5. Problemowcy
W bagno wpadają wszyscy. To normalne użerać się czasem z kłopotami, zawodzić na innych, mieć nieraz ochotę rzucić wszystko w pizdu i w każdym mijanym drzewie widzieć potencjalny stryczek. Pomimo tego naprawdę bardzo rzadko zdarza się, że ktoś grzęźnie w problemach na amen (a jeśli już, to przeważnie na własne życzenie). 
To nie do końca zrozumiałe, ale w przyrodzie licznie występuje typ człowieka, który woli siedzieć w swoich emocjonalnych ekskrementach, niż robić cokolwiek innego. Czerpie on masochistyczną przyjemność z bycia ofiarą własnej egzystencji i obwiniania innych za swoje niepowodzenia.
Wiem, że każdy przeżywa swoje kłopoty inaczej – dla jednego katastrofą może być brak wifi, a dla drugiego dopiero rzeź na Wołyniu.
Może takie wartościowanie nie ma właściwości pokrzepiających, ale sądzę, że w skali klęski głodowej, I i II WŚ, epidemii dżumy, zdetonowania Fat Mana i Little Boya nad Nagasaki i Hiroshimą, moje i wasze problemy to pryszcz. Historia niejednokrotnie wykazała, że człowiek jest w stanie ujść z serca piekła, nawet jeśli miałby wyczołgać się stamtąd bez nóg.

6. Nudziarze bez pasji
Nie wierzyłam, że ktoś taki może istnieć, aż przekonałam się, że jednak istnieje i występuje całkiem licznie. 
Jako człowiek nieszczególnie przepadający za innymi ludźmi, dość wybrednie dobieram sobie towarzystwo, ale zazwyczaj jestem w stanie z każdym podtrzymać rozmowę. Z każdym, poza nudziarzem.
Społeczny everyman nie uprawia żadnego sportu, nie czyta książek, nie podróżuje, pozbawiony jest zainteresowań i charakteru. Siedzi na kasie w Tesco do późnego wieczora hołdując dewizie "czy się stoi, czy się leży, tysiąc pięćset się należy". Jeśli jest w związku, to na bank z kimś o takiej samej osobowości. Jeśli ma znajomych, to takich samych jak on nudziarzy.
W wolnym czasie relaksuje się przed TV oglądając "Dlaczego ja?", a w przerwach na reklamy zadaje sobie pytanie dlaczego on. I otwierając kolejnego browara pogrąża się w zadumie nad tym, dlaczego wiedzie tak smutny i chujawarty żywot, że nawet w mdłym serialu mają ciekawiej. 

7. Kmioty
Specyficzna klasa ludzi, przy której nawet "Chłopi" Reymonta mogą się schować.
To nie są chamy. Chamem mogę być sobie ja, bo klnę jak szewc i dokuczam innym. Plebs natomiast ma to do siebie, że poza bluzganiem i serwowaniem docinków o wątpliwej jakości intelektualnej, używa personalnych zwrotów takich jak: "ej, ty!", "e!", "jo", "Stachu!", "cho no tu", jakby był po lobotomii i miał problem z konstrukcją zdań złożonych. Ponadto: "przyniesłem", "bylimy", "zrobilimy", itp.
Dobra, polska kurwa w wypowiedziach kmiota jest jednocześnie przecinkiem, wykrzyknikiem i wielokropkiem. Nie tylko to jest przejawem buractwa; to także charakterystyczny, prostacki sposób bycia. Mlaskanie, mówienie podczas jedzenia, głupkowaty śmiech, powtarzanie idiotycznych dowcipów oraz bazarowe okrzyki. Puste przechwałki, generalizowanie wszystkiego, nadmuchane jak balon ego i maczanie wąsów w gównianej wódce.
Ino wcisnąć widły w grabę i wysiudać na folwark.

8. Fanatycy
Nieistotne jacy. Konserwy, ortodoksy, narodowcy, pikietujący proliferzy, religijni dogmatycy, kibole, feministki, wojujący LGBT. Na wszystkich wyznawcach jedynego słusznego (czyt. swojego) punktu widzenia od razu stawiam krzyżyk. Nie ma takiej opcji, żebym znalazła nić porozumienia z kimś, kto zamknął się w umysłowym getcie, bo żeby to zrobić, sama musiałabym tam wejść. 
Fanatyk nie dogada się z nikim, kto nie jest takim samym fanatykiem. 
Wojny, sekty religijne, totalitaryzm – to jest pokłosie tendencji do przypierdalania się o kwestie, które w ogóle nie powinny stanowić punktu wyjściowego do budowania więzi z kimkolwiek. Przejawianie zachowań fanatycznych dowodzi braku akceptacji wobec rozumowej niezależności innych.
Yu i Foe wspominali mi kiedyś o swojej wspólnej znajomej, która twierdzi, że niepełnosprawne dzieci są karą od Boga za grzechy rodziców. To bez znaczenia, czy takie mniemanie razi w twój zdrowy rozsądek, czy nie, ale relacje międzyludzkie nabierają zupełnie innego wymiaru, gdy z taką nowiną spotykają się wierzący rodzice sparaliżowanych dzieci. 

9. Pozbawieni dystansu
Dystans to piękny przejaw akceptacji wobec rzeczywistości. Sztuka, którą warto rozwijać w sobie, bo najbardziej spośród wszystkich przydatnych umiejętności, to właśnie dystans wpływa na odbiór okoliczności i relacji w jakich się znajdujemy.
W Japonii słowo "kryzys" ma zgoła odmienny wydźwięk, niż w kulturze europejskiej. Tam oznacza ono "okazję do zmian", podczas gdy u nas jest rozumiane przez pryzmat nieszczęścia. Zmienną pozostaje nastawienie do sytuacji. Odnosi się to także do postrzegania ludzi, a ci pozbawieni dystansu są zwyczajnie toksyczni.
Nie będę więc przybijać piąteczek z człowiekiem, który wszystko traktuje zbyt serio i który może obrazić się za to, jakim człowiekiem jestem ja, albo za to, że powiem coś, co zmiażdży jego miałką samoocenę. Prędzej, czy później bez wątpienia coś palnę wychodząc z założenia, że nie jestem w stanie zachwiać przekonaniami oraz uczuciami osoby świadomej swej wartości. Kogoś, kto wie, że jest dobrą marką nie dotknie personalnie żaden żart, ani obelga, bo zawsze będzie ponad tym. Ewentualnie da w mordę "dla zasady". A ego kogoś, kto wątpi w siebie można podbudować i zmieść do parteru jedną pozytywną, bądź negatywną uwagą. Kimś takim można dowolnie sterować za pomocą reakcji, jakie ujawnia.
Tylko ludzie z kompleksami nie mają dystansu ani do innych, ani tym bardziej do siebie.

10. Niezdecydowani na nic
Irytują mnie tacy jak jasna cholera, bo z nimi jest tak, że jeśli już pojawiają się na moim kawałku przestrzeni życiowej, to zawsze chcą czegoś ode mnie, ale sami nie wiedzą o co dokładnie im chodzi. Męczą mnie osoby, które nie potrafią jasno się określić, ani dokonać wyboru, przy czym nie mam na uwadze towarzyszenia w trwającym pół dnia maratonie przyjaciółki po sklepach odzieżowych za szmatami, ani podjęcia ważącego na losie postanowienia co dzisiaj zjeść na lunch.
Chodzi o wplatanie w swoje wypowiedzi wzmianek pokroju "nie wiem", "gdyby", "być może", "obojętne", "cokolwiek", "jakoś". Gdy ktoś nagminnie używa podobnych, bezpłciowych sformułowań wiem, że jest pozamiatane. Nie nastąpi żaden ciekawy dialog, nie będzie wymiany myśli.
Układanie się z niezdecydowanymi zrzuca na mnie konieczność uiszczenia rachunku odpowiedzialności za podjęte decyzje – również za nich. To zaś oznacza, iż ich ewentualne niezadowolenie i konsekwencje dokonanego wyboru też spadają w całości na mnie. Jest to po prostu kolejny typ szkodliwej osobowości, z którą wejście w komitywę na bilansie zysków i strat zawsze będzie wykazywało wartość poniżej zera.
Relacja z człowiekiem to zawsze jest forma inwestycji – na jednym się zyska, a na drugim straci.

8 komentarzy:

  1. Coś czuję, że byś mnie nie polubiła. Kiedy czytałam o 6 typie, czułam że czytam o sobie. Jak to zmienić? Uświadomiłaś mi kim jestem, nie chcę być taka :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nadal ciężko jest mi uwierzyć, że można żyć z dnia na dzień nie robiąc nic, co czyniłoby Cię lepszą wersją siebie.
      Jak to zmienić? Najprościej zainteresować się czymś. Masz mnóstwo możliwości do wyboru, wystarczy z nich skorzystać. Na pewno jest coś, co sprawia Ci przyjemność i pozwala na rozwój.

      Usuń
  2. Czytając o współczesnych mesjaszach szczerze bardziej myślałem o tym, że opiszesz wiecznie religijnych szukających w religii odpowiedzi na wszelkie bolączki, nawracających na siłę ingerujących w własną logikę i świadomość ludzi. A nie tych, co uważają, że pozjadali wszystkie rozumy świata. Czasem trzeba posłuchać kogoś, kogo uważamy za autorytet wiedząc, że idąc za jego radą nie popełnimy błędu. Ale to znowu popada pod 8 punkt.
    Mniejsza o to.
    Pod notką podpisuję się rękami i nogami. Bardzo mi się podobała i przyznam się szczerze, że często się przy niej uśmiechałem do siebie, a nawet śmiałem. Dziękuję Ci za ten wpis.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Władziu. Opisany mesjasz to dla mnie człowiek, który nie służy radą, ale wpycha Ci swoje rady na siłę w gardło. Żebyś się nimi przypadkiem nie zadławił.
      Zresztą, jeżeli posłuchasz autorytetu i okaże się, że autorytet miał rację, to usłyszysz: "A widzisz? Miałem rację. Mnie zawdzięczasz dobrą decyzję!". Ale jeśli nie będzie miał racji, a Ty się przejedziesz, to kto zostanie z konsekwencjami? Ty, czy autorytet?

      Usuń
  3. Co prawda nie posiadam tysiąca znajomków ani wokół siebie, ani na portalach społecznościowych, ani jedno i drugie, ale w kontaktach z niektórymi z powyżej przez Ciebie wymienionych przypadków zauważyłam pewną miłą umiejętność. Nauki. Przykładowo wchodząc w relacje z człowiekiem pozbawionym dystansu można mu pokazać swój zdystansowany światopogląd, ewentualnie wytłumaczyć, jak my do tego podchodzimy i jeśli ta osoba zechce uznać nasz pogląd za w jej mniemaniu bardziej właściwy może się wyleczyć z tego niezdystansowania, jeśli oczywiście uzna za słuszne żyć dalej w swoim świecie również ok. Podobnie może być z z ludźmi bez zainteresowań, którzy z jakiegoś powodu ich nie rozwijają, czy punkt 1,2,4,5 ciężej już z dziadami, kmiotami i fanatykami, ale też nigdy nic nie wiadomo.
    Osobiście bardzo szybko spierdalam przed osobami stałymi, nie rozwijającymi się w kierunku swoich poglądów. Takich jak krowa, która zdania nie zmienia. Takich, którzy nie potrafią zaakceptować, że ktoś ma na jakiś temat inne zdanie lub bardziej nie potrafią przyjąć do wiadomości, że ich twierdzenie nie jest dogmatem i oba podejścia do sprawy mogą być równie słuszne. Już nie wspominając o przypadkach które nie dość, że nie akceptują czyjegoś podejścia to wręcz wciskają, naurządzają się drugiej osobie ze swoim jako jedynym i prawdziwym. To taki fanatyzm wersja lajt. Po prostu osób nierozwijających się, których osobowość nie ewoluuje wraz z doświadczeniami z życia wziętymi. Dla mnie przebywanie z takimi osobami jest na równi z obcowaniem z kamieniem na ten przykład.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wierzę w to, że ludzie mogą uczyć się nowych rzeczy, ale nigdy nie kupię tego, że są w stanie zmienić ogólny rys osobowości. Czyli jeżeli ktoś jest nieukiem i generalnie nie lubi się uczyć, to nie będzie tego robił. Z nieuka nigdy nie będzie nawet tzw. "zdolnego lenia"; "zdolnym leniem" mógł być Einstein i Gates, ale na pewno nie prowincjonalny przygłup.
      Zgodzę się natomiast z tym, że człowiek jak gąbka nasiąka stylem życia ludzi, z którymi przystaje. Ale to działa też w drugą stronę, o czym niestety zdążyłam się przekonać na własnej skórze. Między innymi dlatego nie lubię nudziarzy, bo nie wiem co mogłabym robić i o czym rozmawiać z kimś, kto nie ma żadnych pasji. Zaproponuję wypad na lodowisko, usłyszę "nie". Zaproponuję fajny koncert, usłyszę "nie, nie lubię takich hałaśliwych imprez". No to może obejrzymy anime? Może się przekonasz, że chińskie bajki też mogą być fajne? "Nie, nie interesuje mnie to". W efekcie we własnym towarzystwie obydwoje stajemy się nudziarzami rozmawiającymi o pogodzie. Zasadniczo to samo odnosi się do typu ludzi, o których wspomniałaś - zastałych, nie rozwijających się. Przy kimś takim sama prędzej mentalnie zubożejesz, niż się wzbogacisz.
      To samo tyczy się np. ludzi problemowych. W pewnym momencie ich narzekania i lament odbija się na moim samopoczuciu - ot, zjawisko akcji i reakcji. Jak słyszę o skatowanym piesku, albo kotku utopionym w smole, to też automatycznie robi mi się smutno (gdybym reagowała radością, musiałabym być większym czubem, niż jestem). Podobne sprzężenie zachodzi w relacjach ludzi.
      W każdym razie nie da się zmienić człowieka. Tylko on sam może cokolwiek zdziałać we własnym zakresie, a będąc osobą toksyczną Ciebie może jedynie pociągnąć w dół.
      Dziękuję za Twoją opinię.

      Usuń
  4. Bardzo ciekawy wpis, dobrze ujmuje wszechobecny przesadyzm. Podoba mi się.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...